Patronka spraw trudnych i beznadziejnych

Urodziła się w Roccaporena, w prowincji Cascia we Włoszech, prawdopodobnie w roku 1367. Rodzice byli ubogimi wieśniakami. Była ich jedynym dzieckiem, uproszonym u Boga, gdy byli już w podeszłym wieku. Wszyscy w Roccaporena i w okolicy znali ich jako ludzi dobrych, pracowitych i pobożnych. Ojca nieraz proszono, aby był pośrednikiem i rozjemcą w sąsiedzkich i rodzinnych sporach. Matkę często wzywali do chorych - odwiedzała ich, pielęgnowała, opatrywała rany, udzielała pomocy.

Bardzo kochała rodziców, dom rodzinny i piękne, choć dzikie górskie okolice nad potokiem Corno. Chętnie pracowała w swoim małym ogródku położonego na zboczu jednej z gór, gdzie między innymi hodowała czerwone róże. Lubiła wspinać się na wysokie skały, by stamtąd podziwiać wspaniałe widoki - i wtedy zdawało jej się, że tam w górze jest jakby bliżej Boga, który stworzył to całe piękno... Od wczesnej młodości Rita pragnęła poświęcić się Bogu w życiu zakonnym.

Ale rodzice nie chcieli o tym słyszeć. Trudno im się było dziwić. Byli już starzy i chorzy, potrzebowali coraz bardziej pomocy i opieki. Zresztą, inaczej wyobrażali sobie szczęście ukochanej córki. Wkrótce oznajmili czternastoletniej dziewczynie, że planują dla niej małżeństwo. Fernando Mancini, do niedawna jeszcze żołnierz, który właśnie powrócił do wsi, poprosił o rękę Rity.

Na początku małżeństwa wszystko było nowe i piękne. Byli szczęśliwi. Jednak Fernando tęsknił do dawnego życia, pełnego przygód. Nudził się na wsi, drażniło go ubóstwo, skromne warunki, ciężka praca. Coraz częściej przebywał poza domem, odwiedzał dawnych kompanów. Rzucił się w wir działań stronnictwa partyjnego, dla którego niegdyś walczył. Ludzie we wsi patrzyli na niego niechętnie. Wzmagały się stare zatargi i niepokoje. Rita bała się o niego, ludzie w górach łatwo chwytali za sztylet. Co prawda ustatkował się trochę, gdy przyszli na świat dwaj synowie. Ale wkrótce dawne życie znów wciągnęło go w swe sidła. Na nowo odżyły ambicje, urazy, złe humory, wybuchy złości. Robił w domu awantury, krzyczał, nawet bił... Wiele wtedy przeżyła, niejedną noc przepłakała. Najbardziej jednak martwił ją wpływ męża na synów i zły przykład, który im dawał. Podobni byli do niego - tak samo porywczy, gwałtowni, niecierpliwi, skłonni do bójki z byle powodu... A on się śmiał i jeszcze ich drażnił i podjudzał...

Na początki Rita buntowała się, robiła mu wymówki, wyrzucała mu, że nie troszczy się o rodzinę. Chciała go przekonać, nawrócić, zmienić. Ale z czasem Jezus pozwolił jej zrozumieć, że w ten sposób daje udział w swoim krzyżu i oczekuje od Rity tym większej miłości. To ona sama najpierw musiała się zmienić, zdobyć się na cierpliwość, wyrozumiałość, łagodność, pokorę, przebaczenie. Patrzyła na krzyż Jezusa i uczyła się jak On odpowiadać na wszystko miłością. Jezus powoli przemienił serce Fernanda. W domu znów zagościł pokój i szczęście. Ale nie na długo...
Cascia szykowała się do wojny. W okolicy odżyły walki wrogich stronnictw. Fernando już się do nich nie mieszał. Ale pewnego dnia wyruszył do zamku Collegiacone, aby ostrzec swego dawnego kapitana o planowanym na niego zamachu. I już nie wrócił. W ciemnościach nocy dosięgły go sztylety jego wrogów. Ludzie znaleźli go w lesie konającego. Przynieśli do domu martwe ciało zbroczone krwią. Przed śmiercią kazał jeszcze przekazać żonie, że przebaczył mordercom. Małżeństwo Rity trwało 18 lat.

Fernando przebaczył. Ale synowie nie przestawali myśleć o krwawej zemście. Byli już prawie dorośli. Rita prosiła wtedy: "Boże, uchroń ich przed złem, nie pozwól im popełnić tego strasznego grzechu!? I Bóg wysłuchał. W czasie zarazy zabrał obu do siebie. Wolnych od nienawiści, pojednanych z Panem. Jak się podobało Panu, tak się stało.

Wydawało się, że Bóg zabrał wszystko, co łączyło Ritę z życiem na świecie, aby uczynić ją wolną dla siebie. Poprosiła o przyjęcie do klasztoru. Ale Matka Przełożona stanowczo odmówiła. Bała się, że Rita będzie wmieszana w konflikt między rodziną męża a rodzinami jego zabójców i że klasztor może na tym ucierpieć. Rita kilkakrotnie wracała do klasztory sióstr augustianek w Cascia ponawiając prośbę, która za każdym razem odrzucana była z tego samego powodu. Z Bożą pomocą dopiero po 6 latach uzyskała dokument pokoju zawartego między skłóconymi rodzinami. Wtedy wreszcie otwarła się przed nią furta klasztoru.

Blisko 40 lat spędziła Rita jako augustianka w klasztorze św. Marii Magdaleny w Cascia. Było to życie ciche i ukryte, życie modlitwy i pokuty, pełne uczynków miłosierdzia wobec bliźnich, zwłaszcza ubogich, chorych i cierpiących, którym z miłością służyła. Ponieważ matka nauczyła Ritę jak opiekować się chorymi i rannymi, mieszkańcy Cascia chętnie korzystali z pomocy tej czułej i pracowitej zakonnicy.

W początkowym etapie swego życia zakonnego Rita miała problemy z zakonnym posłuszeństwem, co nie uszło uwadze Przeoryszy klasztoru. Rita miała już około 40 lat, była osobą zaradną i rozważną. Jej zdrowy rozum kobiecy, często buntował się przeciw bezsensownym nakazom. W klasztorze powierzono jej dwie funkcje: opiekę pielęgniarską nad mieszkańcami Cascia oraz pracę w ogrodzie. Przełożona postanowiła wypróbować powołanie Rity i poleciła jej codziennie podlewać od lat obumarły krzew winny stojący przy murze klasztornym. Rita zrozumiała bezcelowość dyskusji z przełożoną i codziennie podlewała krzew. Jej początkowe wzburzenie z czasem, pod wpływem modlitwy i chęci upodobnienia się we wszystkim do swego Oblubieńca, zamieniło się w radosne wykonywanie obowiązku. Czyż Jezus nie był posłusznym aż do śmierci. To niesłychane żeby Bóg był zależny od swoich stworzeń, ale właśnie dzięki temu, Chrystus zbawił człowieka. Nadeszła wiosna. Rita jak zwykle rankiem poszła podlać krzew. Ze zdziwieniem zauważyła na jego gałązkach żywe, rozwijające się pączki. Cud! Nikt nie udowodnił prawdziwości tej opowieści. Jest jednak faktem, że do dzisiaj w cienistym zakątku klasztornego podwórza, pokazują zielony krzew winny, na którym Rita miała ćwiczyć swe heroiczne posłuszeństwo.
Jezus obdarzył ją szczególną łaską uczestnictwa w tajemnicy Jego Męki. 15 lat przed śmiercią otrzymała na czole stygmat korony cierniowej Chrystusa, jako znak szczególnego z Nim zjednoczenia. Nie gojącą się ranę na czole nosiła aż do śmierci. Zniknęła ona tylko na krótki czas, gdy Rita pragnęła wraz ze współsiostrami wziąć udział w uroczystościach kanonizacyjnych św. Mikołaja z Tolentino. Rita miała szczególne nabożeństwo do św. Mikołaja, był on jednym z jej patronów, których wstawiennictwu przypisywała przyjęcie do klasztoru.

Cztery ostatnie lata życia spędziła w celi, leżąc na słomianym sienniku. Siostry zajęte swoimi obowiązkami, mało się o nią troszczyły, ale i tę samotność Rita przeżywała jako szczególny dar od Boga i możliwość szczególnego z Nim zjednoczenia. Kiedy samotna i bezsilna leżała w swej celi wpatrywała się w opuszczonego Jezusa na Górze Oliwnej.

Stara tradycja podaje, że przed śmiercią Rita poprosiła o przyniesienie róży z ogródka, który pielęgnowała w rodzinnej wsi. Mimo srogiej zimy przyjaciółka Rity znalazła w ogrodzie pod śniegiem rozkwitły kwiat i zaniosła go chorej. Rita przyjęła go z radością jako pożegnalne pozdrowienie ze stron rodzinnych i znak oblubieńczej miłości Chrystusa, który wkrótce wezwał ją do siebie. Zmarła 22 maja 1447 r.

Okazało się, że rana na czole nagle się zamknęła, ciało przybrało młodzieńczy wygląd a cela napełniła się przyjemnym zapachem róż, silniejszym i słodszym niż majowe powietrze. W chwili śmierci Rity dzwony we wszystkich kościołach zaczęły same dzwonić. Mieszkańcy Cascia tłumnie wylegli na ulicę, a kiedy usłyszeli smutną nowinę, biegli tłumnie do klasztoru. Być może jest to tylko legenda, ale jest ona podawana przez najstarszych biografów i świadczy o tym, jakie poruszenie wywołała wiadomość o śmieci Rity. Tłum domagał się, aby natychmiast ciało przeniesiono do kościoła, by można było przy nim czuwać i modlić się. Tej samej zdarzyły się pierwsze cudowne uzdrowienia, które przyczyniły się do szybszego rozprzestrzenienia jej kultu.
Dziesięć lat po śmierci niezniszczone zwłoki Rity zostały złożone w ozdobnym sarkofagu. Rita została beatyfikowana w 1628r., a w 1900r. papież Leon XIII zaliczył ją w poczet świętych. Jej ciało, które do dziś nie uległo rozkładowi, spoczywa w sanktuarium w Cascia.

Nazywana jest "patronką spraw trudnych". Jej postać jest wzorem świętości aktualnym także i dziś, po wielu wiekach. Wyróżnienie związane z jej imieniem - Nagroda Św. Rity - przyznawana jest osobom dającym swą postawą świadectwo przebaczającej miłości (otrzymały je między innymi matka Ks. Popiełuszki i piosenkarka Eleni).

Liturgiczne wspomnienie św. Rity przypada 22 maja. Z tym dniem wiąże się zwyczaj poświęcania róż. Wierni używają ich, by uprosić pomoc w różnych potrzebach duszy i ciała, powierzając swoje troski i problemy wstawiennictwu św. Rity. Zwyczaj ten zachowywany jest nie tylko w sanktuarium w Cascia ale i w innych ośrodkach kultu św. Rity w wielu krajach. W Polsce takim ośrodkiem jest klasztor sióstr augustianek w Krakowie przy ul. Skałecznej 12 i augustiański kościół św. Katarzyny, gdzie znajduje się piękna figura św. Rity. Przed tą figurą 22. dnia każdego miesiąca odprawiana jest Msza św. w intencjach polecanych Bogu przez wstawiennictwo św. Rity.

źródło: www.augustianki.pl

LITANIA
do św. Rity